Zakopane

Pierwszą wycieczką rodzinną w lipcu był wyjazd do Zakopanego. Z samego rana wyruszyliśmy w drogę, przebiegła bez jakichkolwiek problemów. Po kilku godzinach byliśmy na miejscu. Zatrzymaliśmy się w uroczym oraz charakternym hotelu. Obsłużyła nas bardzo miła pani, opowiedziała, gdzie możemy się udać i ostrzegła, by na siebie uważać w górach. Pierwszy dzień spędziliśmy w mieście, zwiedzając i kupując pamiątki. Następnego ruszliśmy na męczarnie. Chodziliśmy szlakami od jednego miejsca do celu wyznaczonego przez rodziców. Najbardziej podobało mi się nad Morskim Okiem. Jezioro było śliczne. Gdy wracaliśmy, złapał na okropny deszcz, szybko założyliśmy folie ochronne i ostrożnie kroczyliśmy w dół. Myślałam, że tam zginiemy, pogoda była tak zmienna, że w głowie mi się to nie mieściło. Po kilku dniach się przeziębiłam i wróciliśmy do domu.




Kielce

Wyjazd do Kielc niesie ze sobą dosyć ciekawą historię. Nie był on po to, aby tak naprawdę pozwiedzać miasto, a spotkać się z moim chłopakiem. Po długich przygotowaniach wyruszyłam wraz z rodzicami do Kielc. Tym razem samochód nie nawalił. Zrobiliśmy dwa postoje i po 3 godzinach dotarliśmy na miejsce. Było to dla mnie bardzo stresujące spotkanie, w końcu miałam się spotkać po raz pierwszy z osobą, którą tak naprawdę znałam 6 lat przez internet. Problemu z odnalezieniem się nie było, ponieważ zaparkowaliśmy na tym samym parkingu. Po przedstawieniu sobie rodziców ruszyliśmy w stronę restauracji, by coś zjeść. Rodzice Michała wybrali jakąś ekskluzywną restaurację, ale i tak z menu wybraliśmy pizzę. Nie zjadłam zbyt wiele, bo tylko jeden kawałek. Pogoda niestety nam nie dopisała, zaczęło strasznie padać. Ledwo się przez to słyszeliśmy, siedząc naprzeciw siebie, gdy przestało, ruszyliśmy w stronę parku. Spacerowaliśmy i rozmawialiśmy, co jakiś czas łapał nas deszcz, ale na szczęście miałam parasolkę. Chodziliśmy z parku do parku, po jakimś czasie doszliśmy do Rezerwatu przyrody Kadzielnia. Było tam naprawdę ładnie. Posiedzieliśmy tam trochę i nie byłabym sobą, gdybym nie zgłodniała. Po tak dużym wysiłku fizycznym brakowalo mi energii do dalszego marszu więc Michał zabrał mnie na gofry. Na rynku dostałam od niego również pluszowego misia i tak nasz czas wspólny dobiegł końca. Oboje ruszyliśmy w stronę parkingu i tam się rozstaliśmy. Ja wraz z rodzicami pojechaliśmy do domu, a Michał do hotelu. W drodze do domu wstąpiliśmy na jakieś niezdrowe jedzenie i z pełnymi brzuchami pojechaliśmy do domu.


Autor zdjęć oraz tekstu: Joanna Lipińska